Boża miłość jest po ludzku nie do pojęcia. My, ludzie, rachujemy, kalkulujemy i przeliczamy na wiele sposobów. A Bóg kocha nas zawsze i za nic, za to, że jesteśmy. Ofiarował swego Syna, żeby każdy mógł żyć. I nie musimy Mu nic tłumaczyć ani objaśniać. On, jako jedyny człowiek-Bóg zna nas i wie o nas wszystko.
To my, ludzie, często, kiedy spotykamy człowieka odrzuconego przez społeczeństwo, człowieka, który po ludzku nie mieści się w ramach normalności, kiedy spotykamy kobietę lub mężczyznę zupełnie innych niż większość społeczeństwa - brudnych, zaniedbanych, odrzuconych przez najbliższych, z innymi poglądami, przekonaniami , nawykami, ograniczeniami, często uwikłanych w narkotyki, rozboje, ucieczki, kradzieże, mających problemy z prawem, zmuszanych do pracy uwłaczającej ich wartości i godności - szybko wydajemy osądy, mamy gotowe pomysły na rozwiązanie ich problemów. Nierzadko próbujemy ustawiać na nowo ich życie, kierować na dobre tory. Jednak zapominamy o wolności, o tym, że ten spotkany człowiek jest wolny.
Pomagając, nie możemy go zniewolić, a wyciągając z jarzma przemocy nie mamy prawa prowadzić go pod pręgierz niewoli.
Mądra pomoc to taka, która nie daje gotowych rozwiązań, ale ukazuje drogi do nich prowadzące. I to jest chyba najtrudniejsze - towarzyszyć drugiemu człowiekowi nie zniewalając go.
Młodzi ludzie, których zniewolił świat lub drugi człowiek, to często osoby z wielkim brakiem poczucia własnej wartości, odarte z ludzkiej godności i szacunku. To ludzie, którzy w dzieciństwie doświadczyli braku miłości, niejednokrotnie mający za sobą doświadczenie domów dziecka, w których byli poniżani i odrzucani na margines życia. I niestety, często, skazane na życiowe perypetie są młode kobiety. Są one łatwowierne, a nie doświadczywszy miłości ojca i matki, poczucia bezpieczeństwa, naiwnie szukają tych wartości u każdego, kto okaże im trochę zainteresowania i ciepła. To właśnie one wiele razy padają ofiarą różnych form wykorzystania, przemocy, handlu ludźmi, prostytucji, a przy tym narkotyków itp. Ufając nieuczciwym ludziom wierzą, że pozwoli im to osiągnąć szczęście, które w efekcie staje się dla nich trucizną niszczącą to, co dobre i piękne.
Tak było również w przypadku 26-letniej kobiety, która, szukając pomocy, trafiła do jednego z warszawskich kościołów. Tam się spotkałyśmy po raz pierwszy. Jako siostra zakonna pracowałam w tej parafii i wraz ze wspólnotą sióstr postanowiłam jej pomóc. Po wielu rozmowach i spotkaniach dowiedziałam się prawdy, która była niestety okrutna. Porzucona w dzieciństwie przez własnego ojca, po śmierci matki oddana do domu dziecka. Tam poznaje chłopaka, który jest dobry, ciepły, troskliwy i oferujący wspólne życie. Bez wahania wchodzi w tę znajomość, bo pragnie, by było lepiej niż do tej pory. Po roku znajomości wchodzi z nim w związek małżeński wg obrządku islamskiego.
Okazuje się jednak, że szczęście, za którym tęskniła i którego tak bardzo pragnęła, trwa bardzo krótko. W kolejnych dwóch latach przychodzą na świat dzieci, a ona sama trafia w niewolę własnego męża. Mężczyzna staje się prawdziwym tyranem, jest zaangażowany w mafię, staje się wobec niej brutalny, bije ją i traktuje w sposób uwłaczający godności kobiety. W końcu czyni ją prostytutką. Przejmuje w pełni kontrolę nad jej wolą, zastrasza, wpędza w długi, odbiera zarobione pieniądze oraz uzależnia od twardych narkotyków.
Sam wielokrotnie trafia do więzienia, z którego również próbuje zastraszać swoją ofiarę. Wylękniona i uwikłana kobieta oddaje mu swój paszport i inne dokumenty… mieszkają w Polsce, ale nie są Polakami… W ten sposób zostaje odarta ze wszystkiego: godności, tożsamości, a na dodatek jest uzależniona od narkotyków.
Bardzo chce się zmienić, zacząć życie na nowo, ale to okazuje się ponad jej siły i możliwości. Próbując wiele razy i na różne sposoby, niestety nie jest w stanie pokonać trudności. Jej historia trwa, dlatego, ze względu na jej dobro i bezpieczeństwo, nie mogę podać innych szczegółów.
Ta sytuacja pokazała mi, że Pan Bóg nie pozostawił ani jej, ani nas, z tym problemem samych. Postawił na tej drodze wielu ludzi o dobrym i szlachetnym sercu, którzy z wielką troską i oddaniem zaangażowali się w pomoc.
W tym miejscu dziękujemy wszystkim, którzy nam pomagali: policji, straży granicznej, fundacji La Strada, stowarzyszeniu PoMoc, Sieci Bakhita oraz Misji Małgorzata. Szczególne podziękowania kierujemy do Dyrektora prywatnego ośrodka leczenia uzależnień w Sokółce.
Ta sytuacja pokazuje nam, że Pan Bóg, który zawsze pozostawia człowieka wolnym walczy o swoje dzieci, bez względu na to, jak nisko upadną, czy Go znają, czy nie, czy są wierzący czy też nie. To pokazuje, że u Boga nie ma podziałów, każdy człowiek jest Jego dzieckiem, każdy zasługuje na godność, szacunek i uznanie. Bóg nikogo nie odrzuca, ani nie potępia, dla Niego każdy jest jedyny, wyjątkowy i niepowtarzalny.
Dziś, kiedy moja rola pomocy i mój kontakt z tą osobą, z niezależnych przyczyn, kończą się, mam nadzieję, że wspólne spotkania, rozmowy, pomogły jej zrozumieć czym jest prawdziwa wolność oraz, że pomimo zła, którego doświadczyła w życiu, a które ją zniewoliło, jest kobietą pełną dobra i wrażliwości, zasługującą na miłość. Wierzę, że wspólnie spędzone momenty pomogą jej wydobyć z siebie siłę do walki z nałogami, że dobro którego doświadczyła, na długo zapadnie w jej serce i w przyszłości wyda owoce, a trud wszystkich, którzy chcieli jej pomóc zaowocuje w wieczności.
To są nadzieje związane z jej życiem. Jednak kontakt z nią już przynosi owoce w moim, w naszym życiu. Zagubienie, ubóstwo, nie zamknęły jej serca na innych. Z podziwem i wzruszeniem patrzyłyśmy z siostrami na jej szczere zainteresowanie osobami chorymi i cierpiącymi. Potrafiła okazywać wdzięczność za najmniejszy gest życzliwości. Tego można było się od niej uczyć. Wciąż dziękuję Panu Bogu, że postawił ją na mojej drodze życia.
A Ciebie, drogi Czytelniku tego świadectwa, serdecznie proszę o modlitwę za tę młodą kobietę. Tam, gdzie się kończą ludzkie możliwości, Bóg posyła swoich aniołów. Niech śle ich i do niej…