Mam 62 lata, moje życie zaczęło się bardziej komplikować po śmierci mojego męża. To on zawsze wszystko załatwiał.
Mam rentę po mężu. Syn miał wszystko opłacać, ale niestety okazało się że mieszkanie zostało zadłużone. Moja koleżanka wzięła mnie do innego miasta, opłacała mieszkanie z mojej renty i było jeszcze spokojnie na życie.
Pewnego dnia przyprowadziła do domu 35 letniego znajomego, który miał pomieszkać parę dni, a… stało się tak, że po tygodniu wspólnego imprezowania zaczęło brakować już pieniędzy, więc wpadli na pomysł.Wystawiali mnie pod marketami i miałam żebrać od godziny 9 rano do 21.00. Ludzie dawali jedzenie i pieniądze... ale jemu było wciąż mało i mało. Choć jedzenie odsprzedawał, ja i tak musiałam przynosić te 300 zł dziennie, bo jak nie to bicie.
Kazał mi podpisać upoważnienie, żeby on mógł odbierać moją rentę. Bałam się go i… zrobiłam to. Nie miałam możliwości decydowania o moich pieniądzach, ani w ogóle o sobie. Wszystko on rozkazywał, wszystko kontrolował. Ciągłe wyzwiska, strach, ale gdzie miałam iść?
Gdy się przewróciłam nie pozwalał, aby zrosła się skóra na ustach. Niezrośnięta warga, okaleczenie twarzy dawało efekt, że ludzie bardziej się litowali.
Tak było przez 3 lata. Kiedyś nie wytrzymałam i uciekłam na policję, gdzie opowiedziałam wszystko. Także o tych sposobach upokarzania, o których nawet nie chcę mówić! nie mogę!
Od 3 miesięcy leczę się psychiatrycznie i dopiero teraz zasypiam spokojnie. Dziś jestem po operacji ręki, oka, mam aparat słuchowy, okulary. Miałam pierwszą operację na twarzy i jeszcze czeka mnie operacja nosa. Jestem teraz pod dobrą opieką, ale to jest na jakiś czas. Nie wiem co będzie dalej. Nie mam do kogo pójść… Mój syn pije, a ja nie chcę iść do jakiegoś zakładu. Mówią mi, że sama nie dam rady ogarnąć się życiowo… nie wiem co będzie dalej...