Tatiana pochodzi z Ukrainy. Urodziła i wychowała się w wielodzietnej rodzinie na wsi. W domu zawsze powtarzano, że rodzina jest najważniejsza, a dzieci jak dorosną powinny pomagać rodzicom i dziadkom.
Tatiana ma dwie siostry i dwóch braci. Rodzice zaciskali pasa, by dziewczyny skończyły studia, mając nadzieję, że dzięki temu znajda lepszą pracę…
Tatiana skończyła językoznawstwo, a siostra ekonomię. Było ciężko, pracowały gdzieś dorywczo, za marne grosze. „Na Ukrainie straszna bieda z pracą” – powtarzały.
Tatiana na studiach poznała chłopaka. Pokochali się. Sławik był dobry i uczciwy… Po studiach wzięli ślub. Pracy jednak nadal nie było. W domu ciasno. Brakowało pieniędzy. Nie dało się ciągle żyć na garnuszku rodziców.
Po okolicy krążyło takie ogłoszenie, że jest osoba, która „załatwia” pracę w Polsce w prywatnym zakładzie, gdzie można zarobić. Zainteresowali się tym ogłoszeniem. Pośredniczka zażyczyła sobie 100 Euro od osoby. Precyzując, że za transport każdy płaci sam. Ona dostarcza pozwolenie na pracę. Potem podaje adres i tam, w końcu, czeka ich życiowa perspektywa.
Wszystko się zgadzało. Dojechali za pożyczone pieniądze. W jednym z małych miasteczek w Polsce czekała na nich praca w dużym zakładzie. Tatiana przyjechała ze swoim mężem i siostrą. Nie mieli problemów z porozumiewaniem się.
Praca była. Dostali zakwaterowanie w ciasnym pokoiku, gdzie mieszkało ich w sumie siedem osób. Spali na materacach. Mieli dostęp do toalety, ale prysznica już nie było.
Na drugi dzień rozpoczęli pracę. 12 godzin na dobę. Czasem nawet dłużej. Posiłki były dwa: śniadanie i obiadokolacja. Zawsze to samo. Makaron z warzywami i sosami, bułki z dżemem, czasem z pasztetem. Tak pracowali cały miesiąc, aż do pierwszej wypłaty, kiedy okazało się, że na całą trójkę dostali 1000 zł. Kiedy chcieli rozmawiać z kimś odpowiedzialnym za zakład i odzyskać zarobione pieniądze, szefa nigdy nie było, a osoby z nadzoru zaganiały ich do pracy.
Postanowili więc uciec i zgłosić się na policję. Złożyli zeznania. Wkrótce okazało się, że w podobnej sytuacji było ponad dwieście osób. Mieli przy sobie paszporty, ale pozwolenia na pracę zostały w tym zakładzie… „My tylko chcemy pracować…” mówili.